26. Niebieska Lekarka

Choroba jest wielką zagadką w życiu człowieka tak pod względem ciała, jak i duszy. Wobec wielu objawów choroby człowiek stoi bezrad­ny nawet wtedy, gdy rozporządza rozmaitymi lekarstwami. Nikt nie po­trafi nieraz usunąć przyczyny choroby w organizmie, a najbieglejsi na­wet lekarze, gdy już nic nie mogą dopomóc choremu, odpowiadają mu: ,,my nie jesteśmy Panem Bogiem".
A więc mimo wszystkich zdobyczy wiedzy i nowoczesnych wynalaz­ków, musi człowiek ukorzyć się przed jedynie wszechmocną prawicą Boga, wyznać swą nicość i nieudolność i poddać się Jego działaniu. O to też właśnie chodzi Panu Bogu w chorobie, to jest ten drogocenny owoc. który ma dojrzeć w duszy człowieka przez cierpienie.
Natura wzdryga się na samo wspomnienie choroby, gdyż lęka się te­go upokorzenia, a jednak ono prowadzi do prawdziwej wielkości. Bo co nam z tego przyjdzie, że mamy nieprawdziwe o sobie rozumienie lub że ludzie nas cenią? Czyż Bóg nie przenika tajników naszego jestestwa? On wie najlepiej, czym jesteśmy i to nam powinno wystarczyć. Przez cho­robę nie tylko nie maleje ta prawdziwa nasza wartość przed Bogiem, ale podnosi się podobnie, jak szlachetny kruszec zanurzony w ogniu pozby­wa się rdzy, oczyszcza i staje się cenniejszy.
Gdybyśmy z tego punktu widzenia zapatrywali się na chorobę, nie by­łaby ona dla nas czymś strasznym, ale nawet pożądanym, gdyż na to żyje­my na tej ziemi, by się udoskonalać. Do takiego jednak pojmowania war­tości choroby i wprowadzenia go w życie potrzeba wyższego stopnia ży­cia duchownego, bo natura pozostanie zawsze nieprzyjaciółką cierpienia. Obowiązkiem człowieka jest starać się o zdrowie, by móc spełniać swe obowiązki, o ile to w jego mocy. Gdy jednak Panu Bogu spodoba się nawiedzić nas chorobą, nie powinniśmy tak dalece przywiązywać się do zdrowia, by choroba czyniła nas nieszczęśliwymi, ale winniśmy zdo­być się na moc wewnętrzną, byśmy potrafili przyjąć jaz uległością i za­chować równowagę duchową. Do tego potrzebna jest święta obojętność tak co do zdrowia, jak i choroby, której nabywa się przez pokorną mo­dlitwę i chrześcijańskie zapatrywanie się na życie.
Ogół ludzi, zwykle nie przygotowany na chorobę, popada w ducho­wą rozterkę, gdy niemoc ciała powali ich na loże boleści; a wtedy ciało i dusza potrzebują pomocy lekarskiej. Rozpaczliwe nieraz wysiłki, by odzyskać zdrowie ciała, mało lub wcale nie pomagają. Szczęśliwy, kto jeszcze ma iskrę wiary i oczy wznosi ku niebu! Ostatniąjego deską ra­tunku to Święci.
W litanii do bł. Bronisławy odmawiamy wezwanie: „Uzdrowienie cho­rych - módl się za nami!" Czcimy w ten sposób potęgę Jej wstawiennictwa u Pana Boga za tymi, którzy doświadczani chorobami różnego rodzaju, zwracali się do niej z ufnością i otrzymali uzdrowienie duszy i ciała.
Gdyby ci wszyscy uzdrowieni przez modlitwy do bł. Bronisławy, sta­nęli w zwartym szeregu i zanucili hymn pochwalny ku czci swej wyba­wić ielki z choroby, byłby to wspaniały hołd i przepiękne świadectwo po­tęgi wstawiennictwa u Boga tej niebieskiej lekarki tam, gdzie moc ludz­ka już nic uczynić nie mogła.
Spieszmy więc do Niej z ufnością, gdy Bóg nawiedzi nas chorobą! Niech mnożą się cudowne uzdrowienia dla potwierdzenia świętości Jej życia i przyspieszą chwilę kanonizacji naszej Ukochanej Patronki!